Tysiąc pocałunków

Książka

Tysiąc pocałunków

  • Wydawnictwo: Filia
  • Rok wydania: 2017
  • ISBN: 9788380752535
  • Ilość stron: 400
  • Format: 13.0x19.7cm
  • Oprawa: Miękka
Wysyłka:
Niedostępna
Cena katalogowa 39,90 PLN brutto
Cena dostępna po zalogowaniu
Dodaj do Schowka
Zaloguj się
Przypomnij hasło
×
×
Cena 39,90 PLN
Dodaj do Schowka
Zaloguj się
Przypomnij hasło
×
×

Opis: Tysiąc pocałunków - Tillie Cole

Wyobraź sobie, że otrzymujesz tysiąc małych karteczek i masz wypełnić je najpiękniejszymi momentami swojego życia Jeden pocałunek trwa chwilę. Tysiąc pocałunków może wypełnić całe życie. Chłopak i dziewczyna. Uczucie powstałe w jednej chwili, pielęgnowane później latami. Więź, której nie był w stanie zniszczyć ani czas, ani odległość. Która miała przetrwać już do końca. A przynajmniej tak zakładali. Kiedy siedemnastoletni Rune Kristiansen wraca z rodzinnej Norwegii do sennego miasteczka Blossom Grove w stanie Georgia, gdzie jako dziecko zaprzyjaźnił się z Poppy Litchfield, myśli tylko o jednym. Dlaczego dziewczyna, która była drugą połową jego duszy i przyrzekła wiernie czekać na jego powrót, odcięła się od niego bez słowa wyjaśnienia? Serce Runea zostało złamane, gdy dwa lata temu Poppy przestała się do niego odzywać. Jednak, gdy chłopakowi przyjdzie odkryć prawdę, jego serce rozpadnie się na nowo.


Szczegóły: Tysiąc pocałunków - Tillie Cole

Tytuł: Tysiąc pocałunków
Autor: Tillie Cole
Wydawnictwo: Filia
ISBN: 9788380752535
Tytuł oryginału: A Thousand Boy Kisses
Języki: polski
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 400
Format: 13.0x19.7cm
Oprawa: Miękka


Recenzje: Tysiąc pocałunków - Tillie Cole

Zaloguj się
Przypomnij hasło
×
×

Z ciężkim bólem serca zaczynam pisać tę opinię. Szkoda tylko, że ten ból spowodowany jest nie tyle smutną historią, którą serwuje nam autorka, lecz to w jak kiepskim stylu to uczyniła. Ciężko jest doszukiwać się minusów i czepiać się czegokolwiek w książce, która porusza tak trudny i bolesny temat. Gdzie przyjaźń, miłość, życie miesza się z bólem, rozłąką i chorobą. Jednak nie mogę przejść obojętnie koło rzeczy, które aż kolą w oczy. Na początek napiszę pokrótce o czym jest książka.Zaledwie 5-letni Rune wraz z rodzicami przeprowadzają się z Oslo do Georgii. Tam już pierwszego dnia pobytu w nowym domu poznaje swoją sąsiadkę i jednocześnie równolatkę – uroczą i pełną życia – Poppy. Od tamtej pory stają się nierozłączni. Razem dorastają, razem spędzają każdą wolną chwilę, wspierają się w ciężkich momentach życia i radują się tymi najwspanialszymi, aż do momentu kiedy los płata im figla i muszą rozdzielić się na pewien okres. Niestety przez ten czas wszystko ulega zmianie. Rune nie jest już tym samym chłopcem, Poppy ma nowy bagaż doświadczeń w swoim życiu i nowe problemy. Czy obietnice, które złożyli sobie wzajemnie zostaną dotrzymane? Czy wszystko wróci na swoje miejsce i dalej będą nierozłączni? A może już nic nie będzie takie samo? Przyznam, że jestem bardzo emocjonalna i szybko się wzruszam, więc jak zapewne możecie się już domyślić, podczas lektury tej książki również uroniłam niejednokrotnie łzy. Już przy pierwszych 30 stronach musiałam sięgnąć po chusteczkę. Wtedy byłam jeszcze przekonana, że historia ta wyciśnie ze mnie całą wodę z organizmu i że będzie to jedna z najpiękniejszych historii jakie przeczytam.Niestety. Tak się nie stało. Owszem, ciężko przeczytać tę książkę bez chwili wzruszenia – i to nie jednej. Jest to smutna, pełna cierpienia i strat historia, ale mam do niej kilka poważnych zastrzeżeń.Patrząc na oceny i opinie, które zbiera ta książka, myślę że muszę podkreślić, że to moja subiektywna ocena i jestem pewna, że zdania mogą być podzielone. Przechodząc do rzeczy.Tak jak wspomniałam na samym początku, byłam oczarowana książką, ciężko było mi się od niej oderwać i pragnęłam zamknąć się z nią w pokoju i nikogo do niego nie wpuszczać, aż nie skończę jej czytać. Najgorsze jednak przyszło z czasem. Historia zaczęła się ciągnąć, dłużyć, a wręcz nudzić i irytować, bo ile można czytać dialogi i teksty, mówiące jedno i to samo? Rozumiem dramatyzm całej sytuacji, ale podkreślanie całej rozpaczy/ nadziei/ niespełnionych pragnień bohaterów w kółko i to praktycznie tymi samymi zwrotami jest lekką przesadą, zwłaszcza, że dzieje się to przez prawie połowę książki. Jak dla mnie w tej pozycji jest za dużo dramatyzmu i nie byłoby w tym nic złego gdyby autorka trochę z tym przystopowała i urozmaiciła to chociażby kilkoma dodatkowymi wydarzeniami i dialogami o innej tematyce niż miłość i smutek, lecz stało się to tak przerysowane, że ostatecznie popsuło cały odbiór książki. Sam fakt, że jedna scena (bierna, żadnych zwrotów akcji w niej nie znajdziemy) potrafiła zając kilkanaście stron już o czymś świadczy.Rozumiem również, że autorka chciała skupić się na uczuciach bohaterów i ich wewnętrznej walce z uczuciami, ale podkreślam – co za dużo to nie zdrowo.Drugą sprawą jest to, że podczas lektury miałam nieodpartą myśl, że już kiedyś to czytałam, że już znam tę historię i wręcz dam sobie głowę uciąć, iż kojarzę już te wydarzenia z innej książki.Praktycznie nie pomyliłam się ani trochę. Nie będę zdradzać Wam z jaką książka ta historia mi się kojarzy (chociaż to za delikatnie powiedziane), żeby nie zdradzać Wam całej fabuły, jednak myślę, że większość z Was gdy tylko skończy ją czytać będzie miała podobne odczucia. Od siebie dodam, że oryginalna książka, o wiele bardziej mi się podobała i styl pisania jednej i drugiej autorki to niebo a ziemia. Tamta książka po dzisiejszy dzień jest w mojej głowie tak samo jak jej bohaterzy, o tej jestem pewna że zapomnę szybko, wręcz chciałabym tego. Jestem przekonana, że gdyby pani Cole wycięła kilka monotonnych, powtarzających się do znudzenia fragmentów z samego środka książki zyskała by ona wiele i wtedy uznałabym ją za bardzo dobrą. Teraz jestem nią rozczarowana, chociaż co ważne nie żałuję, że ją przeczytałam (gdybym wiedziała to pominęłabym około 200 stron z samego środka i przeczytała tylko początek i zakończenie). 2017-06-11 14:02:40

Trudno jest znaleźć dobrą książkę, która mówiłaby o miłości i nie wykorzystywała schematów utartych do suchej ziemi. Tillie Cole to kobieta, której powinno się zabronić pisania książek z gatunku dark erotic. Jednak w przypadku książek obyczajowych nie wychodzi jej to tak źle. Chociaż po tym co zobaczyłam na Lubimy Czytać, zaczęłam się zastanawiać co trzeba by było zrobić, żeby ludzie przestali się tak bardzo rzucać o takie rzeczy jak użyty schemat w książce? I dlaczego mniej osób czepia się gorszych książek? Bo w sumie Tillie Cole wychodzi lepiej pisanie nieerotycznych książek, które macają się po schematach, aniżeli pisanie czegoś takiego jak Raze ( jeśli pamiętam tytuł ). W Tysiącu pocałunków mamy rzeczywiście poruszony bardzo zużyty motyw. Rune – chłopak z Norwegii, wraca po latach do Blossom Grove w Georgii, gdzie w dzieciństwie poznał Poppy. Drugą połową swojej duszy, miłością swojego życia – i wszystkim innym przymiotnikami opisującymi najważniejszą osobę. Chłopak jednak nie ma pojęcia co doprowadziło do tego, że jego ukochana Poppy zerwała z nim kontakt i od dwóch lat nie zamienili słowa. Już raz jego serce zostało złamane. Jednak kiedy przyjdzie mu się dowiedzieć o tym co zmusiło dziewczynę do odcięcia się od niego, jego serce rozpadnie się ponownie. Miałam sposobność czytać tę książkę po angielsku i przekonać się, że nawet odrobinę stylem, Tysiąc pocałunków przypomina Promyczka. Ten sam motyw odrzucenia, a jednocześnie szukania samych pozytywnych stron życia. Plus – trochę dziwnie czytało się te wszystkie wstawki o niebie, przechodzeniu duszy do nieba i modlitwach w duchu do Boga. Nie to, że mam coś do osób wierzących, bruh, chill. Tylko chodzi o to, że to było trochę przesadzone. Tak jak odrobinę egzaltowane było zachowanie bohaterów w przypadku każdego kontaktu fizycznego i całego rozmawiania o przyszłości, która koniec końców miała dla jednego z nich nie nadejść nigdy. Nie był to dla mnie specjalnie wielki minus tej książki, ale autorka mogłaby zaczerpnąć z lepszego schematu, jeśli już musiała cokolwiek łapać za giczoła. I tak, książka wzrusza, jest wyciskaczem łez – chociaż nie płakałam jak w przypadku wcześniej wspomnianego Promyczka, tak nadal uważam, że trzeba potrafić pisać, żeby wzbudzić we mnie takie emocje i doprowadzić do zeszklenia się moich paczałków.Całościowo Tillie Cole nadal ma u mnie bana na pisanie książek erotycznych i około erotycznych, ale jak już chce wydawać takie rzeczy jak Tysiąc pocałunków to szybciej się doszkoli z tworzenia mniej pretensjonalnych i egzaltowanych postaci. Bardzo na plus, że nie chodziło o seks i tak dalej, a o uczucie i spełnienie marzeń. Więcej nie napisze, bo spoilery i ból świata. 2017-06-29 15:15:16


Podobne do: Tysiąc pocałunków - Tillie Cole



Klienci, którzy kupili oglądany produkt kupili także: