Zawsze mieszkałyśmy w zamku

Książka

Zawsze mieszkałyśmy w zamku

  • Wydawnictwo: Replika
  • Rok wydania: 2018
  • ISBN: 9788376746982
  • Ilość stron: 224
  • Format: 13.0x20.0cm
  • Oprawa: Twarda
Wysyłka:
Niedostępna
Cena katalogowa 37,91 PLN brutto
Cena dostępna po zalogowaniu
Dodaj do Schowka
Zaloguj się
Przypomnij hasło
×
×
Cena 37,91 PLN
Dodaj do Schowka
Zaloguj się
Przypomnij hasło
×
×

Opis: Zawsze mieszkałyśmy w zamku - Jackson Shirley

Książka pod patronatem czytam.pl!

Niesamowita gotycka opowieść autorki "Nawiedzonego Domu na Wzgórzu"!

Mary Katherine Blackwood, jej siostra Constance i wuj Julian zamieszkują rodzinną posiadłość. Jeszcze kilka lat wcześniej rodzina liczyła siedmiu członków - do czasu pewnego tragicznego popołudnia, które wciąż pozostaje na językach wszystkich mieszkańców miasteczka. Teraz młodsza siostra robi wszystko, aby uchronić Constance przed natarczywością i wrogością miejscowej społeczności. Dni upływają im w dosyć szczęśliwym odosobnieniu, aż pewnego dnia do posiadłości przybywa kuzyn Charles...

Na 2018 rok zaplanowano premierę ekranizacji książki.


Szczegóły: Zawsze mieszkałyśmy w zamku - Jackson Shirley

Tytuł: Zawsze mieszkałyśmy w zamku
Autor: Jackson Shirley
Wydawnictwo: Replika
ISBN: 9788376746982
Tytuł oryginału: We have always lived in the castle
Tłumacz: Horodyska Ewa
Języki: polski
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 224
Format: 13.0x20.0cm
Oprawa: Twarda


Recenzje: Zawsze mieszkałyśmy w zamku - Jackson Shirley

Zaloguj się
Przypomnij hasło
×
×

Rodzina Blackwoodów mieszka w starym malowniczym domu na prowincji. Jej członkowie nigdy nie cieszyli się sympatią pozostałych mieszkańców wsi. Tym bardziej, że nie tak dawno temu, w tej rodzinie doszło do tragedii. Z siedmiu przedstawicieli Blackwoodów zrobiła się trójka. Pewnej nocy, nie wiedzieć skąd, w cukiernicy znalazła się śmiertelna dawka arszeniku. Ocalały jedynie dwie siostry Merricat i Constance oraz sparaliżowany stryj Julian. Podejrzenia w sprawie morderstwa pozostałych członków padły na starszą ze sióstr, Constance. Wkrótce została oczyszczona z zarzutów i mogła powrócić do posiadłości. Jednak małomiasteczkowa ludność i tak nie wierzyła w jej niewinność. Żeby zaznać krzty spokoju całkowicie zamykają się na miasteczko. Dni mijają, sielanka trwa, aż tu nagle pojawia się mężczyzna podający się za Charlesa Blackwooda, kuzyna dziewczyn.

To już moja druga książka autorstwa Shirley Jackosn i po raz kolejny mogę uznać to spotkanie za udane. Shirley potrafi naszkicować taki wyraziście mroczny klimat, który utrzymuje we wrażeniu, że lada chwila stanie się coś złego. W napięciu utrzymują również tajemnicze intrygi, których rozwiązania nie sposób się domyśleć. Mimo że książka tak naprawdę nie jest jakoś wyjątkowo straszna, to jednak wywołuje dreszcz. Może akcja nie pędzi na łeb, na szyję, ale jest wartka. Czy ta się przyjemnością i zaangażowaniem. Autorka posługuje się pięknym i pobudzającym wyobraźnię piórem. Wykonała świetną robotę przy kreacji bohaterów. Są ciekawi, absorbujący i naprawdę pokręceni. Warto jeszcze wspomnieć o szacie graficznej, która jest niezwykle klimatyczna. Wydawnictwo ponownie zadbało o ten dość istotny detal.
2018-04-25 14:09:55

"Najważniejsza jest opowieść" - powiedział kiedyś Stephen King i ja zgadzam się z nim w 100%. Tego szukam w książkach: opowieści. Nie szybkiej akcji, szalonych intryg, czy zaskakującego zakończenia. Oczywiście, te elementy też są ważne i umilają czytanie, ale dla mnie najważniejsza jest sama historia. Taka która działa na wyobraźnię i pozwala się oderwać od rzeczywistości. Bardzo lubię książki z leniwą narracją, a gdy są do tego mistrzowsko napisane, to już w ogóle jestem w niebie (zwracam dużą uwagę na styl i język, jakim posługuje się autor). Shirley Jackson idealnie wpisuje się w mój czytelniczy gust ❤ "Nawiedzony Dom na Wzgórzu" to jedna z moich ulubionych książek i z przyjemnością stwierdzam, że kolejna wydana w tym roku książka Shirley "Zawsze mieszkałyśmy w zamku" dołącza do tego grona. Strasznie się cieszę, że Wydawnictwo Replika postanowiło wydać obie te książki i zadbało o ich piękną oprawę. "Zawsze mieszkałyśmy w zamku" to gotycka powieść grozy opowiadająca o rodzinie Blackwoodów, mieszkającej w starym, pięknym domu. Rodzinie, na której ciąży tajemnica z przeszłości: mroczna i mordercza, sprawiająca, że Blackwoodowie są wykluczeni z lokalnej społeczności. Shirley jak zwykle zachwyca stylem, wprowadza nas w mroczny świat pełen grozy i tajemnic, co dosłownie przykuwa czytelnika do książki. Nie zdradzę tego, co wydarzyło się w domu Blackwoodów. Tego czytelnik musi dowiedzieć się sam, sięgając po "Zawsze mieszkałyśmy w zamku". Każdy miłośnik gotyckiej klasyki będzie tą książką zachwycony! 2018-04-30 14:49:28

To historia dwóch sióstr i ich wujka, ostatnich przedstawicieli rodziny Blackwoodów. Wszyscy troje mieszkają w rodzinnej posiadłości, w której kilka lat wcześniej doszło do tragedii. A może raczej morderstwa? Starsza z sióstr została oskarżona o zabicie niemal wszystkich członków swojej rodziny. Mimo oczyszczenia jej z zarzutów, mieszkańcy pobliskiego miasteczka są przekonani, że to właśnie Constance jest zbrodniarką. Dlatego dziewczyna od kilku lat nie wychodzi poza teren posiadłości. Stary niepełnosprawny zafiksowany na tragedii wuj również nie opuszcza domu. Jedynym łącznikiem Blackwoodów ze światem zewnętrznym jest życząca śmierci połowie miasta Mary Katherine, narratorka tej historii. Każdy z tych bohaterów budzi niepokój, a odizolowana posiadłość Blackwoodów nadaje im delikatny rys pacjentów szpitala psychiatrycznego.
Tu nie chodzi o rozwiązanie zagadki, jak zginęli członkowie rodziny ani kto ich zabił. Siłą tej historii jest niemal ciągłe poczucie, że coś jest zdecydowanie nie tak i że za moment stanie się coś strasznego. Shirley Jackson używając prostego języka zaniepokojonej nastolatki sprawia, że po plecach przechodzi nam dreszcz. Im bliżej finału tym częściej padają niby mimochodem rzucone zdania, od których zamieramy w oczekiwaniu na coś nieodwracalnego. Balansowanie na krawędzi strachu, takiego prawie bania się, ale jednak nie do końca. To poczucie towarzyszy aż do ostatniej strony.

2018-06-05 15:22:20

Czego możemy spodziewać się po książkach z gatunku grozy? Brutalnych morderstw, krwawych scen pełnych okrucieństwa? A może straszliwych duchów zamieszkujących tajemnicze domostwa, przepełnionych nienawiścią do żywych? Tak, to pojawia się bardzo często. Jest to jednocześnie mniej więcej kompletna lista rzeczy, których w powieściach znajdować nie lubię. A może raczej – nie w nadmiernej, przytłaczającej ilości. Cenię sobie pozycje, które, zamiast epatować okrucieństwem, czarują tajemnicą, w której istnieje gdzieś głęboko ukryta, ale pobrzmiewająca tu i ówdzie nutka niepokoju. Takie książki czyta się z czystą przyjemnością, zwłaszcza jeśli zostawiają pewne elementy do własnej interpretacji czytelnikowi. Do takich książek należy „Zawsze mieszkałyśmy w zamku” Shirley Jackson, z którą to książką miałam przyjemność spędzić kilka miłych chwil ostatnimi czasy.

Rodzina Blackwoodów była niegdyś rodem bogatym, utytułowanym i ogółem uprzywilejowanym. Jednocześnie nie byli oni szczególnie lubiani w okolicy – kumulacja niesprzyjających okoliczności, nieporozumień i ludzkich przywar widocznych po obu stronach doprowadziła do sytuacji, w której pomiędzy nimi a mieszkańcami miasta wytworzył się mur uprzedzeń. Nie zmieniło się to, gdy w męczarniach, pod wpływem trucizny dodanej do cukru umarła większość rodziny – prócz trzech osób. Młoda Mary Katherine, jej siostra Costance i, niepełnosprawny po owym strasznym wydarzeniu, ich wuj Julian zamieszkujący starą posiadłość stanowią dość ekscentryczną grupkę. To Constance uznano niegdyś za morderczynię i chociaż została oficjalnie uwolniona od zarzutów, ludzie z miasteczka nie zapomnieli… Żyjące w izolacji panny przyzwyczaiły się do swojego losu, są też z nim całkiem szczęśliwe – wszystko to zmienia się jednak, gdy w odwiedziny przybywa do nich kuzyn, Charles Blackwood, od razu wywołując sprzeczne uczucia: sympatię u Constance, niechęć u Mary Katherine.

Siostry poznajemy w kilka lat po tragicznych wydarzeniach.
Narratorką jest najmłodsza Mary Katherine, która w trakcie wyprawy po zakupy do miasteczka pokaże czytelnikowi, jak kształtują się obecne stosunki pomiędzy posiadłością a jej otoczeniem. Jej opowieść daleka jest jednak od dziecięcej naiwności, nie ma też cech dojrzałości – i chociaż nie wiemy dokładnie, w jakim wieku jest narratorka, nietrudno nam zauważyć, że jej postrzeganie jest dalekie od normalnego. Jej relacja jest zaś niepełna, choć zdecydowanie wystarczająca – ekspozycja w powieści jest tak dyskretna jak to tylko możliwe. Mary Katherine część rzeczy tłumaczy na swój sposób, innych nie tłumaczy wcale, a więc przyjdzie nam domyślać się, kim są niektóre osoby i elementy, jakie jest ich znaczenie i czy w ogóle takowe posiadają. Potęguje to wrażenie dziwności, tworzy wraz ze specyficznymi cechami bohaterki surrealistyczny klimat, który wyjątkowo przypadł mi do gustu.


Trójka bohaterów żyje w odosobnieniu, ich rozkład dni i tygodni jest stały od lat. Constance nie potrafi i nie chce wyrwać się z błędnego koła, w jakim zamknęło ją posądzenie o zamordowanie rodziny, nie opuszcza posiadłości, przyzwyczaiła się do lęku przed zewnętrznym światem. Mary Katherine jest zaś zdziczałym dzieckiem, praktykującym myślenie magiczne i swoisty rodzaj zaklinania rzeczywistości za pomocą wymyślanych przez siebie rytuałów i słów. Jest fascynującą bohaterką, jednocześnie uroczą i upiorną, ale konsekwentną i nieznającą strachu. Wrażenie niesamowitości potęguje wuj, człowiek tracący kontakt z rzeczywistością, rozpaczliwie chwytający się pamiętanych szczegółów rodzinnej tragedii jako czegoś, co zakotwicza go w czasie i przestrzeni. Jego przekonanie, że Mary Katherine umarła opuszczona w czasie procesu Constance sprawia, że sama zaczęłam wątpić… A potem było tylko jeszcze dziwniej, zwłaszcza, gdy do posiadłości przybywa chaos pod postacią kuzyna Charlesa.

Uwielbiam książki, które w tak subtelny sposób budują klimat i mieszają w uczuciach czytającego. Łącząc w sobie sprzeczne elementy, bazując na przedstawianiu bohaterów cierpiących z powodu głęboko zakorzenionej traumy – jako szczęśliwych w obecnej sytuacji, tworzą obraz bardzo specyficzny, ale jednocześnie przesycony pewnym urokiem. Nietrudno wejść w niego, przekonać się i sympatyzować z bohaterkami, a wszystkich postronnych, próbujących pomóc widzieć jako wrogów i burzycieli ustalonego od lat porządku. Autorka poszła o krok dalej – bo w roli „głosu rozsądku” i „wybawiciela” postawiła człowieka pełnego przywar i o wątpliwej moralności. Tu nie ma dobrego rozwiązania – ale jest wiele takich, które nazwać można najwyżej mniejszym złem. „Zawsze mieszkałyśmy w zamku” to powieść statyczna, spokojna, ale posiadająca drugie, ukryte pod warstwą stagnacji oblicze. Powiem jedno – naprawdę warto ją przeczytać.
2018-06-06 10:37:16

Mary Katherine, wraz z siostrą i wujem należą do licznej niegdyś rodziny Blackwoodów. Zamieszkują ogromną rezydencję, która ciągle przypomina Mary i pozostałym o rodzinnej tragedii, która miała tam miejsce - a dokładniej w jadalni, w której jeszcze parę lat wcześniej do stołu zasiadało siedem osób. Blackwoodowie nienawidzeni przez mieszkańców miasteczka starają się nie wychylać, by nie sprowadzić na siebie nieszczęścia. Niestety zmiany są nieuniknione. Otóż do miasteczka przybywa kuzyn Charles, który oferuje rodzinie bezinteresowną pomoc i wsparcie. Jednak czy na pewno tak bezinteresowną, jak mogłoby się wydawać?

Początek wydawał mi się obiecujący – rodzinna tragedia, o której początkowo wiemy niewiele, bardzo mnie zaintrygowała. Czekałam, aż na jaw wyjdzie więcej i więcej. Niestety wiele wątków, które miałam nadzieje, że zostaną rozwiązane, były kończone w sposób, który przynosił mi więcej pytań niż odpowiedzi. Jak dla mnie było za dużo niedopowiedzeń.

Za to muszę pochwalić autorkę za klimat, który udało się jej stworzyć. Im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej czułam niepokój bijący od tej powieści. Sama postać Mary robiła kawał dobrej roboty, nie wspominając już o stylu pisania Pani Shirley Jackson. Podczas czytania tej książki można odczuć „psychiczność” tej historii.

Mary należy do tych postaci, które mają niezwykle wyraźny charakter. Bez wątpienia jest ona bardzo osobliwą osobą. Wszystkich ludzi z miasteczka darzy równie wielką nienawiścią co oni ją, wyobrażając sobie najrozmaitsze okropności, jakie przydarzają się tym ludziom. Jedyni ludzie, których darzy zaufaniem i miłością jest jej siostra Constance oraz wujek Julian. A i te postacie nie są byle jakie. Wuj Julian to objęty paraliżem starzec, mający obsesje na punkcie rodzinnej tragedii. Za to Constance boi się obcych ludzi. Każdy z członków rodziny jest po trochu szalony, tak jak mówiłam – tworząc niesamowicie osobliwy, psychiczny i obłąkany, wręcz chory klimat.

Akcji też nie brakowało. Jako, że książkę przeczytałam niesamowicie szybko, muszę przyznać, że po jej przeczytaniu czułam spory niedosyt. Wydaje mi się, że historia ta mogłaby być dłuższa o sto stron, a i tak pochłonęłabym ją w ciągu kilku godzin. Jeżeli mam być szczera to równie chętnie zobaczyłabym tę historię na wielkim ekranie.

"Zawsze mieszkałyśmy w zamku" to niezwykle klimatyczna powieść, która mnie zaciekawiła i wciągnęła. Niestety, ma swoje wady, według mnie – nie tak błahe, jak mogłoby się wydawać – koniec końców o ile niektóre niedopowiedzenia wyglądały na celowe, inne wydawały się zwykłymi niedociągnięciami ze strony autorki.
2018-09-02 13:13:47


Podobne do: Zawsze mieszkałyśmy w zamku - Jackson Shirley



Klienci, którzy kupili oglądany produkt kupili także: